Opisane tu wydarzenia to właściwie prawda, została jednak przetransformowana. Dwa dni temu faktycznie magicy z Wielkiej Brytanii, Kanady i Australii (m.in. Ben Hanlin oraz Billy Kidd) robili na ulicach Warszawy różne sztuczki – zamrażali fontannę i połykali igły. Miałam okazję ich poznać. Efekty magicznych eksperymentów pokaże Discovery w programie „Mindblowers”. A mój artykuł na ten temat ukaże się prawdopodobnie w "GW Telewizyjnej."
Historia z przypadkowym przechodniem to też prawda. Niedługo wyjadę z Polski na jakiś czas, może na rok, może na kilka lat, i próbuję zapamiętać wrażenia przed rozstaniem. Percepcja jest inna, więc wyszło z tego opowiadanie, a nie artykuł.
***
Mówią,
że po Warszawie grasują magicy. Powietrze nabrzmiało tropikalną temperaturą, a
nad Wisłą lata chmara szarańczy, odpędzana kółkami dymu tytoniowego. Ludzie,
wstrząśnięci wieczornymi burzami i witaminą D, opadli z sił. Zaklęci złym
urokiem homeopatii, chowają się rozgorączkowani w domach lub uciekają z miasta
na północ. Wylegają tylko wieczorem, kiedy afrykański czerwonawy księżyc
pęcznieje nad Mostem Poniatowskiego, a zza winkla słychać klaps kapsli owianych tajemną wonią ziół.
Nocny
wędrowiec podążał w kierunku muzyki, do której wpadały drobne uwagi znad piwa. Czasem
w takich miejscach nogi porywa taniec, ale trzeba do tego wiśniówki z cytryną. Łazik
odchodził powoli z rodzinnego miasta i chciał po raz ostatni popatrzeć na te
znajome latami twarze, na studiach jakby chudsze, w liceum bardziej rumiane, widziane
gdzieś w tłumie, rozpoznawalne na cześć, przejrzane na fejsbuku. Twarze od
małych rozmów na spotkaniach towarzyskich. Niektóre nigdy niewidziane w świetle
dziennym, inne wyuczone na pamięć. Ale nagle przestraszył się ciężaru tych
cienkich krótkich zdań, urwanych niczym nitka, którą dzisiaj na śniadanie
połknął magik razem z tuzinem igieł. Mlasnął jakby smakował spaghetti, wydobył
z gardła kolczasty naszyjnik, po czym z apetytem skosztował sadzonego jajka
przyrządzonego wedle receptury z jego rodzinnego kraju. Z Zielonych Wysp za Morzem
Północnym.
Tak,
magicy są w Warszawie i wędrowiec jednego już spotkał. Nagle, zmęczony sobą
wobec ludzi, zawrócił z obranej drogi i ruszył w stronę Placu na Rozdrożu, gdzie
azjatycka czarodziejka miała według pogłosek zamrażać strumienie fontanny. Najpierw
ukrył się w czarnej jak smoła alejce oświetlonej lampami gazowymi, które
rozjaśniały mrok równie nieskutecznie, co świetliki. Prowadziły do Pałacu na Wodzie, odbijającego
się cicho w tafli jeziora. Przez ociężałe chmurami niebo przeświecała purpura,
a księżyc odfrunął gdzieś bliżej gwiazd.
-Przepraszam,
czy masz może papierosa? – zapytał głos z ciemności. – Dzisiaj o 15 jest mój
ślub. Uciekłem od znajomych, żeby sobie w ciszy pomyśleć. Postraszyli mnie
trochę i chociaż byłem całkiem pewny swojej decyzji przyszło mi do głowy, że
może to jednak oni mają rację, a nie ja. Najbardziej jednak boję się burzy,
która zmiecie weselny obiad dla rodziny ze stołu wraz z obrusami. Ostatnio pada
codziennie.
Zapalniczka
oświetliła twarz w wieku ok. 28 lat. Szlachetna uroda marokańskiego
księcia i jasna drogocenna koszula zostały zwulgaryzowane przez stan lekkiego
zawiania. Chłopak jest bogaty, wykształcony, pół roku temu wrócił do rodzinnej
Warszawy z wieloletnich podróży po świecie. Bruksela to miasto rodem z sennego
koszmaru, Włochy to raj. Tęskni za Belgami i mniejszymi belgijskimi zakątkami,
za melodią francuskiego z Beneluksu. Ślub jednak weźmie tutaj, za jakiś czas
znowu gdzieś wyruszy. Nade wszystko jest jednak zakochany i przestraszony przyczajoną
za purpurowymi chmurami burzą. Całe życie przesuwa mu się przed oczami.
Rozmawiali tak kilkanaście minut, nie podając sobie rąk i nie wymieniając się imionami. Dookoła nie było nikogo. Tej samej nocy Wędrowiec miał sen o ślubie i obrusach zwiewanych przez wichurę. Widział też zamrażane strumienie fontanny i tańczącą w kapeluszu czarodziejkę.
Dzisiaj
jest gorąco i parno, niebo narzeka grzmotami ze zmęczenia napięciem. Trzymam
kciuki, żeby deszcz jednak nie spadł i życzę dużo szczęścia. Bo czemu nie.
Warszawa, 8.07.2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz