Potrafi szczelnie zarysować wszystkie ściany galerii sztuki albo wykleić pracownię tysiącami karteczek z ręcznie wykonanymi obrazkami. Swoje zaskakujące, zabawne, czasem trochę szokujące prace tworzy na bazie wydartych ze szkolnych zeszytów, zabazgranych marginesów. Antoni Sieczkowski kolekcjonuje tym sposobem własne pomysły z dzieciństwa i zderza je z nonszalancką wyobraźnią dorosłego rysownika
Szalony debiut
Wystawa nosiła tytuł „Rysuj, nie ma opierdalania się”. Przez tydzień można było wchodzić do małej galerii Turbo przy warszawskiej ASP i obserwować, jak Antoni Sieczkowski, student V roku Grafiki, zapełnia białe ściany ołówkiem. Gąszcz surrealistycznych, zaskakujących rysunków narastał aż do wernisażu, podczas którego goście oglądali również biurko, fragmenty dzieciństwa i znamienne gadżety z pokoju rysownika. Debiutancka wystawa była jak zaproszenie do wyobraźni ilustratora, który tworzy wszędzie, gdzie znajdzie się coś do pisania i kawałek kartki. Postanowiłem zrobić coś niekonwencjonalnego, ustosunkować się do miejsca i do pomysłu. Dlatego przeniosłem się z częścią swojego pokoju, dobytku, do galerii Turbo. I rysowałem. Chciałem pokazać, że rysowanie to część składowa mnie; coś, co nie ma początku ani końca. I umiejscowić ten proces na chwilę we wszechświecie, zademonstrować – wspomina Antoni. A na koniec trzeba było wszystko, całą tę pracę, zamalować. Nie było mi żal (to nie ja zamalowałem, szczerze mówiąc). Powstała olbrzymia fotograficzna dokumentacja wystawy. Był nawet pomysł, żeby jeździć z tym fragmentem pokoju po świecie, a przynajmniej po Warszawie na początek. Zrobić tournee wystaw.
Podobną konwencją Antoni zaskoczył kiedyś uczestników pleneru rysunkowego. Czasem, kiedy komputer mi się włączał przez 5 minut, rysowałem coś na takich małych kwadratowych karteczkach, bo były pod ręką. Na plener wziąłem ich 1500 albo więcej. Zarysowałem je i wykleiłem nimi całą pracownię.
Z dzieciństwa wycięte
Nie ma mowy o wielkich słowach, pretensjonalnych teoriach i skomplikowanej filozofii. Antoni Sieczkowski rysuje pod wpływem formy komiksów i kreskówek, które oglądał we wczesnej młodości. Pochłaniałem je między 1997 a 2001 rokiem – wspomina. Byłem nimi strasznie zajarany. Fascynowały mnie kreskówki z Cartoon Network, wizualnie odjechane, chyba niezbyt dobre dla dzieci, lepsze raczej dla skretyniałych dorosłych. Mnóstwo zadków i takich tam. To były bardzo dziwne rzeczy, ale miały duży wpływ na to, co teraz robię pod względem formy. Podobnie jest z komiksami. Nie chodzi o narrację, tylko o kreskę. Antoni z rozbrajającą szczerością komentuje swoje relacje ze sztuką wysoką. Chyba nic z tej sfery mnie szczególnie nie ukształtowało, traktuję ją jako coś odrębnego od mojej twórczości. Kiedyś wręcz irytowało mnie, że sztuka jest tak chorobliwie napuszona. Interesuję się bardzo wieloma rzeczami z artystycznego świata, ale najbardziej trafia do mnie twórczość z dystansem, na przykład Ziółkowskiego czy Łodzi Kaliskiej. Bardzo mi się podobała książka pt. „TRAUMTAGEBUCH” Bosackiego z rysunkami Bąkowskiego, o snach. Widzę też sens w twórczości Pawła Althamera, który wychodzi poza sztukę w sposób, który może być dla mnie jakoś inspirujący. Chodzi mi o wątek społeczny, ale nie krytyczny.
Treść rysunków Antoniego to często efekt nudzenia się na lekcjach w szkole. Ważne są też zmysł pracowitego zbieracza i szacunek dla wyobraźni dziecka. Kiedy robię notatki to piszę, piszę, zaczynam rysować, a w pewnym momencie w ogóle daję sobie spokój z notowaniem. Nawet lepiej zapamiętuję, bo kojarzę pewne wątki z rysunkami. Zacząłem te zarysowane marginesy wydzierać, zbierać, selekcjonować i wklejać do zeszytów. Teraz mam całe pudełko po butach zapełnione tysiącami niedokończonych obrazków z dzieciństwa. Często je kalkuję, coś dorysowuje, układam kolaże i tworzę z tego wszystkiego ostateczną formę, na bazie moich dawnych pomysłów. Jestem totalnym zbieraczem.
Dyplom i czytanie
Antoniego niełatwo spotkać na uczelni, bo woli pracować w domu. Od jakichś trzech lat bardzo dużo czytam. Nie tylko książki, ale też gazety, nawet stare. Uzupełniam swoją wiedzę o świecie. W tym roku powinien również zrobić dyplom, który dotyczy właśnie: tej przygody z czytaniem. Mój projekt dyplomowy to książka dla ludzi, którzy oprócz czytania lubią oglądać obrazki i dla tych, którzy oprócz oglądania lubią czytać. Będzie o rysowaniu, o ilustratorach. Co nie znaczy, że stworzę leksykon. To będzie coś subiektywnego.
W planach również, być może, komiks (jeśli znajdzie się osoba, która napisze odpowiednią historię, zgodną z wizją Antoniego) oraz, miejmy nadzieję, kolejne wystawy.
Antoni jest autorem tytułowego jeża tego bloga. A oto jego flickr: http://www.flickr.com/photos/antoni1/6964022274/in/photostream
oraz blog: http://kropkiwpaski.blox.pl/html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz