poniedziałek, 9 stycznia 2012

Tańcząc między Polską a Japonią (English version - previous post)

„Jeżeli pracować, to w przyjemy i satysfakcjonujący sposób” – przekonuje Hana Umeda, tancerka i nauczycielka tradycyjnego japońskiego buyố. Pół Polka, pół Japonka, w pewnym sensie kontynuuje dzieło swojego dziadka, który w dwudziestoleciu międzywojennym przybliżał Polsce kulturę Japonii 



Niezwykłe opowieści

Pytam Hanę Umedę, w jaki sposób jej tata Japończyk poznał mamę Polkę. „A to ciekawa historia” – odpowiada. „Mój dziadek, Ryochu Umeda, był mnichem buddyjskim. Postanowił na jakiś czas opuścić Japonię, by studiować w Belinie. Na promie do Europy poznał jednak Polaka, który przekonał go, że Warszawa to znacznie ciekawsze miejsce niż stolica Niemiec. Tym sposobem trafił do Polski, gdzie szybko zaprzyjaźnił się z warszawskim środowiskiem i zdobył popularność jako dość egzotyczny w tamtych czasach nauczyciel zen. Do Japonii wrócił po wielu latach, dopiero w 1939 roku, kiedy to, zmuszony represjami, uciekł przed nadciągającą wojną. Na łożu śmierci nakazał jednak synowi, by ten udał się do Polski, gdzie zostanie zaadoptowany przez polską rodzinę i gdzie ma spędzić życie, by kontynuować dzieło ojca. 13-letni chłopiec, zgodnie z wolą nieboszczyka, dotarł do Europy i pochował na Cmentarzu Powązkowskim połowę prochów dziadka. A moją mamę poznał na Wydziale Japonistyki UW, gdzie wpadał sobie  pogadać z  dziewczynami.”

Zdjęcia Ryochu Umedy: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/98889/3fc56d882f1388f013726bfe25114683/

         Wiele osób w Warszawie kojarzy Hanę z widzenia, głównie dzięki jej pokazom tradycyjnego, związanego z teatrem kabuki i wykonywanego przez gejsze tańca buyố. „Po raz pierwszy zetknęłam się z tą sztuką podczas dwuipółrocznego pobytu w Japonii. Odkryłam i zakochałam się w kabuki, a związani z teatrem krewni skierowali mnie do mistrzyni” – wspomina 25-letnia tancerka.        
         Historia nauczycielki Hany jest równie ciekawa, co opowieść o dziadku. „Moja niesamowita mistrzyni nazywa się Nishikawa Fukushino. Sprzeciwiła się elitarności tańca buyố, potwornie kosztownego i dostępnego tylko dla panienek z bogatych domów (tę sytuację powoduje niefinansowanie kultury w Japonii -tancerze muszą opłacać własne występy). A moja mistrzyni pochodzi z Okinawy, czyli z południowej, oddalonej od reszty kraju wyspy. Tam odkryła swoje powołanie – chciała zostać tancerką buyố. Jej rodzice byli temu przeciwni, więc uciekła z domu i wyjechała do Tokio, gdzie znalazła swoją mistrzynię. Pracowała na dwa etaty. Prawie wszystkie zarobki oddawała nauczycielce. Opowiadała mi, że żywiła się tylko zupkami chińskimi instant, które przełamywała na pół i jadła połowę dziennie. W pocie czoła, dzięki wielkim wyrzeczeniom zdała wszystkie egzaminy, by dostać stopnień nauczycielski. Była niesłychanie zdolna. Pod wpływem ciężkich doświadczeń postanowiła, że  będzie uczyć za dużo mniejsze pieniądze, niż to robią inne tancerki. Jej uczennice nie muszą być bogate.”
         Hana ma ze swoją mistrzynią tak dobre relacje, że została przez nią symbolicznie adoptowana. Nauczycielka dwukrotnie odwiedziła Polskę i, jak wspomina w listach, czuje się z tym krajem silnie związana. 


Spokój, gracja i dystans
         
         Hana Umeda pasjonuje się tańcem buyố z kilku względów. „Podoba mi się, że w tej sztuce nie pokazuję własnej kobiecości, ale  wytwarzam kobiecość sceniczną, odrębną ode mnie. W teatrze kabuki występują mężczyźni, którzy wykonują bardzo przekonująco role żeńskie. A więc  realne cechy fizyczne nie mają tu znaczenia. Zachwycają mnie również gracja i elegancja buyo, spokój. Każdy ruch jest bardzo przemyślany i znaczący, wszystko dzieje się powoli. I nie ma w tym ekspresji, nie wyrażasz w tym tańcu siebie, ale opowiadasz za jego sprawą odrębną historię, w poetycki sposób. Buyố jest odtańczeniem tekstu, ruch to uzupełnienie znaczenia słów piosenki.”


         Taniec pół Polki, pół Japonki, niekiedy odbiega od tradycji  i nabiera autorskiego charakteru: „Współpracuję z zespołem Radka Dudy Frozen Bird, układam choreografię. Ta muzyka jest bardzo filmowa, pobudzająca wyobraźnię. Kiedy tworzę własny układ, powstaje niebezpieczeństwo, że zbyt osobiście i emocjonalnie odegram opowieść. Więc staram się nią znudzić poprzez powtarzalność ćwiczeń, by zostawić same ruchy. I to jest bardzo fajne ćwiczenie terapeutyczne – najpierw przekładasz na taniec swoje własne doświadczenia, a potem się do nich dystansujesz.”
         Hana  szlifuje w Polsce umiejętności, które nabywa podczas regularnych wyjazdów do Japonii. Doskonałym treningiem jest również uczenie innych. „Prowadzę niewielką  grupę dziewczyn zainteresowanych kulturą Japonii lub chcących się uczyć jakiegoś ciekawego tańca. Spotykamy się co niedziela w Pracowni Duży Pokój”.
         Tancerka nie zamierza na stałe zamieszkać w Japonii, bo urodziła się i wychowała w Polsce. Dalekowschodnia kultura konwenansów bywa więc zbyt męcząca. „Tam na każdym kroku muszę się zastanawiać, jak się zachować, tutaj wszystko jest dla mnie jasne” – tłumaczy. „Poza tym, Warszawa daje mi możliwości realizowania celów i pomysłów. Tu nic nie jest dla mnie niemożliwe. Znam ludzi, którzy mi pomogą lub włączą się w projekt. Dzięki temu mogę się utrzymywać z tego, co kocham robić. Nawet jeśli nie spada na mnie deszcz pieniędzy, to praca jest moją pasją. Nie wyobrażam sobie innego życia.” 

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. więcej aktualnych informacji na
    www.facebook.com/TaniecBuyo

    OdpowiedzUsuń